No właśnie, syreny alarmowe.
Siedzę sobie z maseczka na twarzy
pochłonięta obieraniem dwudziestego piątego ziemniaka, ewentualnie
jestem w trakcie Bardzo Ważnej Służbowej Rozmowy i nagle bam! rozlega
się wycie.
Niewiadomo skąd.
Niewiadomo gdzie.
I niewiadomo PO CO.
Pierwsze sekundy reakcji to myśl - o jeżu wszyscy zginiemy.
Sekundy kolejne - hmmm, na P.O. była przecież tabelka z sygnałami, jeden krótki dwa długie to chyba chlor...hmmm...
i
tak sobie siedzę i obieram i rozmyślam i niewiem czy już umarłam,czy
mam biec do schronu (i czy w maseczce - bo jak ginąć to pięknym, czy
bez? i w ogóle GDZIE ten schron!!)
myśl trzecia - a moze to jakieś dożynki, święto Kota albo międzynarodowa defilada jamników?
czas leci a ja obieram, syrena wyje.
myśl czwarta - nieee no gdyby to był nalot to już dawno byłoby po wszystkim
myśl
piąta - a może włączę radio? Może tam krzyczą ze wojna, że kosmici, że
koniec świata? a ja tu sobie obieram spokojnie, kompletny ignorant
rzeczywistości - bez telewizji, radia, abonamentu i elementarnej wiedzy
(bo kto np. jest prezydentem Krakowa?)
czas leci, ziemniaki się skończyły
syrena milknie
niebo dalej niebieskie
trawa zielona
chyba nic się nie stało
O co w tym wszystkim chodzi?